niedziela, 1 marca 2015

Informacja na temat OS zamówionych u ślicznotki♥(Lu♥)

Kochani,
Przepraszam was bardzo, ale nie wyrobię się z OS dla Martiny Comello, Oli Ferro i Dodo Comello. Dopadła mnie grypa żołądkowa i bardzo źle się czuje. Postaram się wstawić te zamówienia jak najszybciej będę mogła. Serdecznie was przepraszam dziewczyny :(

niedziela, 22 lutego 2015

003 Zamówienie: "Pryzmat obietnic" | Naxi - Naty Perrdio

Ktoś kiedyś...
Złożył mi szesnaście obietnic, w tym osiem i pół bez pokrycia.

Przyrzekam, czułem coś do ciebie od pierwszego wejrzenia. Kłamca.

Był październik, z drzew ulatywały barwne liście, ścieląc parkowe alejki. Na zielonych ławkach roiło się od roześmianych par, kochałam ten widok chociaż tak bardzo mnie ranił. Czasem siedziałam gdzieś na uboczu, zamykałam oczy i myślałam, że ja też wkrótce poznam kogoś wyjątkowego. Klimat był piękny, dzieci podrzucające w górę złociste, rdzawe i te jeszcze trochę zielone liście klonu. Psy co kawałek poszczekiwały wesoło, za napotkanymi jeżami, a ja pokonywałam potężną lipową alejkę z kubkiem kawy w dłoni. Z cynamonem, wszyscy wiedzą, że to moja ulubiona. Szedłeś z naprzeciwka, zamyślony i wtedy stało się wylałeś całą zawartość kubka na mój ukochany beżowy płaszczyk. Pierwsze spotkanie na miarę komedii romantycznej, tylko tak jakoś mało do śmiechu było. Sklnąłeś porządnie, obarażając wszystkie Bogu winne istoty tego świata i odszedłeś. Bez przeproszenia, bez nawet krótkiego spojrzenia w oczy.

Daję słowo harcerza, to spotkanie było ukartowane. Oj Maxi, przecież ty nigdy nie byłeś harcerzem.

Kolejne nasze spotkanie było totalnym losem na loterii, mój kuzyn Diego wyprawił imprezę, a ty przyszedłeś z znajomymi, znajomych, znajomych. Miałeś dziwne towarzystwo. Jak to było? Ty znałeś Cami, ona znała Sebe, Seba znał Martina, Martin znał Kate, a Kate miała angielski z Diego. Tak wiem ukartowałeś to. Uwierzyłabym gdyby nie fakt, że słyszałam rozmowę Camili z Sebastianem... Mówiła jak to ostatnio sklnąłeś idiotkę z parku z którą się zderzyłeś. Zaśmiałam się w duchu i zamierzyłam cię wzrokiem z drugiego końca sali, roześmiany rozmawiałeś z Diego i pomyśleć, że dałam co mój numer dwie minuty wcześniej.

Jeszcze się spotkamy. Tak prawdziwe zdanie z twoich ust... Miałam nadzieję, że dotrzymasz słowa.

I stało się, zadzwoniłeś w piątek wieczór pytając o spotkanie następnego dnia. Uśmiechnęłam się, choć nadal byłam zła o liczne obelgi z twoich ust. Dałam ci szanse, żeby to wszystko sprostować. Spotkaliśmy się w miejscu naszego pierwszego "zderzenia". Skomplementowałeś moją sukienkę, dobry pierwszy krok. Zabrałeś mnie do kina i na tańce, byłeś świetnym tancerzem. Nie mogłam się doczekać kolejnego spotkania, choć miedzy nami nic nie iskrzyło.

Przyrzekałeś, że nigdy nie zostawisz mnie na lodzie. Robiłeś to bezprzerwy.

Na przykład kiedy poszliśmy na lody, śmialiśmy się, rozmawialiśmy dużooo chodziliśmy. To był świetny dzień, kiedy przyszli twoi kumple i zostawiłeś mnie samą w parku. Tak samo było na festynie, w kinie, nawet u ciebie w domu. A myślałam, że lepszy z ciebie przyjaciel.

Obiecywałeś, że nigdy mnie nie skrzywdzisz. Rozkochałeś mnie w sobie na zabój.

Nie wiem kiedy zdałam sobie sprawę, że się w tobie zakochałam, ale było to jakoś w samym środku zimy. Ręce mi marżnęły, a ty dałeś mi swoje rękawiczki, były mi za duże, ale wyjątkowo ciepłe. Objąłeś mnie ramieniem, zaciągając na gorącą czekoladę.

Zaklinałeś, że zależy ci na moim szczęściu. Ale to ty byłeś powodem tych wszystkich łez.

Miałeś spędzać ze mną każdą wolną minutę. Wiem wymagałam zbyt wiele, ale pomimo twych wad kochałam cię, po cichu, skrycie. Byłeś moim niebiem, które uchyliło się na moment bym mogła okrecać obłoki wokół palca i musnąć gorące słońce, lecz było na tyle wysoko, że niezdołałam się sparzyć. Miałeś piękne kryształowe oczy w których odbijały się wszystkie gwiazdy wszechświata i lekko szorstki policzek na którym płonął czerwony ślad mojej szminki. Jednak nadal byliśmy tylko przyjaciółmi.

Mówiłeś, że zrobisz to co dla mnie najlepsze. Słowa dotrzymałeś.

Wiosna przyfrunęła raz, dwa i przysiadła na pobliskiej gałęzi niczym młoda jaskółka, obserwując nasze kolejne kroki i poczynania. Właśnie urządziliśmy sobie piknik, leżeliśmy objedzeni przygotowanymi przez ciebie smakołykami. Obserwowałam cie uważnie, gładząc dłonią twój ciepły policzek. Usmiechnałeś się patrząc na niebo, przeswitujące przez grubą warstwę kwiecia i liści. Nachyliłam się nad tobą, a ty zaśmiałeś się marszcząc nos, kiedy kosmyki moich włosów musnęły twoją twarz. Zsunęłam twoją czapkę i zanurzyłam palce w twoich ciemnych lokach. Rozczesywałam twoją krótką czuprunę, patrząc w czekoladową toń twoich oczu. Spojrzałeś na mnie uważnie i wsparłeś się na łokciach unosząc się w moją stronę. Uśmiechnełam się, a on wkradł swoje wargi w moje usta, zatąpiąc je całkowicie w namiętnym pocałunku.

Powiedziałeś, że będziesz mnie chronił. Więc stanąłeś przedemną murem.

Doskonale wiedziałeś, że w mojej rodzinie różnie bywało. Lena była nerwusem, a Diego bywał agresywny. Kochałam ich nie zważając na ich wady. Raz przyszedłeś nie zapowiadając swojej wizyty, drzwi były uchylone, więc pozwoliłeś sobie na wejście bez pukania. Z salonu dochodziły krzyki.
-Miałaś tego nie dotykać! Mówiłem ci setki razy!-Głośny huk, Diego przciska mnie do ściany podtrzymując przed ramieniem.
-To nie było specjalne. Błagam puść mnie.-Plask. Dostałam w twarzy, poderwałeś się z miejsca i odepchnąłeś go ode mnie. Teraz to ty go uderzyłeś karząc mi uciec do twojego auta. Pamiętasz jak to wszystko się skończyło? Twój rozcięty łuk brwiowy i stłuczony nos.

Tak pamiętam, tak samo jak to, że obiecałem ci, że on nigdy więcej cię nie uderzy. Nie podołałem temu wyzwaniu.

-Naty? Jaki on jest?Agresywny? Bezwzględny? Nerwowy? Bezczelny?-Siedziałaś i milczałaś. Nie zaprzeczyłaś, nie potwierdziłaś. Przygryzałaś strup na wardze. To zrobił znowu on.
-On mnie kocha. Jest moim bratem, tylko ma problemy i...-Przerwałem ci w pół zdania nie mogłem już słuchać tych głupot.
-Owszem ma problem, ale ze sobą. Nie widzisz, że on cię krzywdzi?-Byłem spokojny, nie miałem tego dnia zamiaru wszczynać kłótni.
-On nie robi tego celowo.

Mówiłem, że moja miłość jest szczera. Taka była.

Zabrałem cię kiedyś nad jezioro, jak najdalej od brata. Szłaś wzdłuż brzegu, zatapiając stopy w ciepłej toni wody. Wiatr rozwiewał twoje włosy, a ja trzymałem twoją dłoń, była ciepła i aksamitna w dotyku. Chciałem cie prosić, żebyś wreszcie wyprowadziła się z domu, ale wiedziałem, że nie będziesz chciała o tym słychać. Więc padłem na kolana i wykrzyczałem co mi leży na sercu, oświadczyłem się, a ty się zgodziłaś.

Zaklinałem, że zawsze będę potrafił cię zrozumieć. To zadanie wykonałem połowicznie, bo nie zgadzaliśmy się tylko w kwestii Diego.

Obiecałem, że będziesz zawsze moja, a przecież z tobą zerwałem.

Byłaś wściekła zaczęłaś rzucać we mnie czym popadnie. Uchyliłem się przed wazonem, który dostaliśmy od mojej mamy. Ale w końcu miałem prawo do wahania się, przecież powiedziałaś mi prosto w twarz, że nadal będziesz utrzymać kontakt z Diego. Tego dnia wyszedłem z domu, a noc spędziłem w hotelu.

Tak Natka, my już zawsze będziemy się kochać. Podołałem temu wyzwaniu

Wróciłem nad ranem, nie zapominając o katuszach poprzedniej nocy. Odseparowany od jebwabistych, czarnych loków, twoich miękkich ust i miłych uścisków. Bałem się co zrobisz, gdy zobaczysz mnie w progu nie byłem pewny, czy cały twój gniew poszedł już w niepamięć. Zapukałem do drzwi naszego wspólnego mieszkania, otwarłaś mi. Miałaś na sobie mój T-shirt. Bez słowa rzuciłaś się w moje ramiona.

Weźmiemy ślub w środku nocy, pod gwiazdami, tak jak chciałaś. Miałaś co chciałaś.

Gwiazdy na złość schowały się za chmurami, ale jak ty to stwierdziłaś "to, że ich nie widać nie znaczy, że ich nie ma". Jednak postarałem się i puściliśmy w niebo setki kolorowych lampionów. Kochałem cię, chciałem ci nieba przychylić.

Możesz widywać się z Diego ile dusza zabraknie. Pokrzyżowałem ci plany.

Wyprowadziliśmy się na drugi koniec kraju, bo doskonale wiedziałem, że tam cię nię dosięgnie.

Kiedyś będziemy mieli dwójkę dzieci. To nie było trudne.

Mela jest już duża, podobna do matki. Będzie piękna. Tak jak ty. Felipe jest zabawny podobny do mnie. Kocham was.

***
Tak wiem, nie wyszło tak jak chciałam. Poza tym dawno nie pisałam w narracji pierwszoosobowej. Zostawcie opinie w komentarzach.

środa, 18 lutego 2015

002 Zamówienie: "Pokonamy wszelkie trudności" | Leonetta - Ladybug

Autorka: Ladybug
Parring: Leonetta
Gatunek: Romans
Przedział wiekowy: +18
Fabuła: Happy End
Zamawiający: Wiktoria Verdas


- Fran, Fran! - Krzyknęła brunetka, która podbiegła do swojej przyjaciółki.
- Co jest? - Zapytała Cauviglia uśmiechając się.
- Miałaś racje! Podobam się Leonowi! Zaprosił mnie na randkę. - Oznajmiła śmiało.
- Gratulacje kochana! - Czarnowłosa przytuliła Castillo.
- Jak myślisz, to jakiś wkręt? 
- Nie, no co ty! Spotkajcie się i bawcie się dobrze... tylko nie wylądujcie w łóżku. - Zażartowała.
- Francesca! Pff... Mam nadzieje, że to nie jest żaden żart, bo jeśli tak to się zabije po prostu.
- Napewno nie, a teraz idź się szykować. Na którą się umówiliście? - Zapytała.
- No, na osiemnastą. - Odparła Violetta.
- Jest już pół do piątej, na co czekasz?! - Uniosła głos.
- O nie - zaczęła - zagapiłam się! Pomożesz mi? - Poprosiła.
- No dobrze.

~*~

- Jak myślisz, która ładniejsza? Ta, czy ta? - Castillo wskazywała na sukienki.
- Taka prosta? Odważniej, musisz być lekko wyzywająca!
- Co? No chyba śnisz zabraknie mi pewności siebie.
- Wierzę w ciebie, no spójrz na . - Powiedziała czarnowłosa.
- No w sumie nie jest aż tak wyzywająca, na dodatek miętowy, aww... no dobrze.
- Zakładaj ją, a ja sięgnę po prostownicę. - Oznajmiła.
- Tak, dobry pomysł.
Brunetka poszła się przebrać. W garderobie siedziała około piętnastu minut.
- Coś ty tyle tam robiła? 
- Przyglądałam się, w lusterko.
- Aha? Siadaj tu, no szybko. - Wskazała na krzesło, po czym Violetta usiadła.
- Jaką fryzurę chcesz mi zrobić?
- Zwyczajnie wyprostujemy, będzie elegancko i prosto w jednym. - Odparła.
Kilkadziesiąt minut później Violetta była już pomalowana, nałożyła dwie warstwy pudru, pomalowała oczy na jasno niebieski kolor, a usta na różowo. Wyglądała bardzo ładnie.
- Fran! Nie mam butów! - Przeraziła się.
- A ja o tym pomyślałam. - Powiedziała włoszka i wyjęła z pudełka również miętowe obuwie, które leżało na podłodze.
- Jakie śliczne! Te buty są genialne, nie wiem, jak mam ci dziękować.
- Przyjacielska przysługa. Zadzwoń po taksówkę i jedź... no właśnie, gdzie?
- Leon powiedział, żebym była przed teatrem... Mam się bać?
- No co ty, pewnie będziecie się świetnie bawić. Powodzenia, kocham cię.
- Ja ciebie też. Trzymaj kciuki! - Violetta przytuliła Francescę.

~*~

Brunetka stała pod budynkiem i czekała na Verdasa, który spóźniał się o dziesięć minut. Miała zamiar już się wrócić, ale zobaczyła Leona. W głębi duszy się ucieszyła, aczkolwiek udawała zdenerwowaną i zmarzniętą.
- Przepraszam, były korki. No i witam. - Przywitał się chłopak.
- Nie szkodzi, ale wiesz, nie było miło mi tu stać. - Chłopak zauważył, jak na ramionach dziewczyny pojawia się gęsia skórka.
- Zimno ci? - Zdjął marynarkę i założył na plecy Castillo. 
- Dziękuje. To co, wchodzimy?
- Tak, tak. Panie przodem. - Wskazał dłonią na wejście.
Kiedy doszli do kasy, Verdas odebrał bilety. Poszli w kierunku sali, w którym miał odbyć się zabawny i romantyczny spektakl. Zajęli miejsca. Siedzieli w pierwszym rzędzie, a ona zdjęła marynarkę z ramion i oddała ją Leonowi. Przedstawienie trwało godzinę, dwójka świetnie się bawiła, chłopak trafił w gust Castillo. Po zakończeniu wyszli.
- I jak ci się podobało?
- Było genialnie, haha. To, co? Koniec? - Zmarszczyła brwi.
- Nie do końca, mam zamiar zabrać cię do mojego domu, co o tym myślisz?
- Tak od razu? Nie wstydzisz się mnie? - Spytała.
- Jak możesz tak myśleć? No co ty!
- No dobrze, jeśli ci to nie będzie przeszkadzało, to jasne.

~*~

- Mamo! - Krzyknął brunet. - To Violetta - wskazał na dziewczynę - Violetto, to moja mama.
- Dobry wieczór, miło poznać. - Powiedziała pewnie.
- Mi również, Violu. Mogę ci tak mówić?
- Oczywiście.
- Wydajesz się być sympatyczna... to ja wam nie przeszkadzam. - Odparła i odeszła.
Dwójka poszła do pokoju chłopaka.
- Wiesz, Leon? Jesteś bardzo miły, ale nie zdążyliśmy się bliżej poznać, opowiesz coś o sobie?
- No cóż, ja lubię gra w kosza, a przede wszystkim śpiewać... nie wiem, co mogę ci opowiedzieć.
- Śpiewać? Ja też! W kosz już idzie mi słabiej... - przyznała niechętnie.
- To chodź, pokażę ci, jak to się robi. - Podeszli do "mini-kosza" - Trzymaj. - Wręczył jej piłkę i wytłumaczył, jak trafić. Dziewczynie udało się to za pierwszym razem. - Wow, jestem pod wrażeniem gratulacje. Skoro lubisz śpiewać, może zaśpiewamy coś razem?
- Skoro nalegasz... Wiesz, co? Znasz ten utwór nuestro camino?
- A, tak. Znam. Zaśpiewamy? 
- Oczywiście! 

Quiero mirarte
Quiero sonarte
Vivir contigo cada instante
Quiero abrazarte
Quiero besarte
Quiero tenerte junto a mi
Tu eres lo que necesito
Pues lo que siento es amor

- Masz śliczny głos - flirtował z nią.
- Ty także.
Nalał wina do kieliszków. Pili po trochu, aż w końcu jeden kieliszek, drugi... i skończyło się na siódmym. Zaczęli się do siebie zbliżać. Verdas pocałował ją namiętnie, a ona rękoma dotknęła jego włosów. Nie planowali tego. Chłopak rozsunął jej sukienkę, a ona zaczęła zdejmować mu garnitur. Rozpiął jej biustonosz, chwilę później wylądowali w łóżku. Było im dobrze. Nie mógł się oprzeć jej piersiom i zaczął je obmacywać, podniecało go to. Ona zaś drapnęła go po plecach całując nadal. Ta noc była dla nich niesamowita...

~*~

Obudziły ją promienie słoneczne. Niczego nie pamiętała, a jedynie to, że piła wino wraz z Leonem. Zastanawiała się, dlaczego jest naga. Zobaczyła, że chłopak jeszcze śpi. Poruszyła go i obudziła.
- Co my zrobiliśmy? - Spytała z nadzieją, że Verdas pamięta.
- O cholera... - Powiedział zaniepokojony. - Zabezpieczałaś się?
- Chyba nie, kiedy ja nic nie pamiętam! Wiesz co? Ja cię kocham, a tobie zależało tylko na tym, żeby mnie przelecieć, tak?
- Nie, ja cię kocham. Chciałbym z tobą być. Mimo wszystko pokonamy wszelkie trudności.
- Tak?
- Tak.
- Leon, ja... kocham cię.
- Ja ciebie też kocham. Będziesz moją dziewczyną?
- No... będę. Ale boje się, że jeśli coś się stanie to mnie rzucisz.
- Nie. Obiecuję. Moja miłość jest za silna.
Przytuliła się do Verdasa i wstała zakrywając się kocem. Szybko włożyła sukienkę, po czy Leon odprowadził ją do drzwi tak, aby jego matka nie zauważyła, że dziewczyna została na noc.

~kilka dni później~

- Violu, co się dzieje? - Zapytała Francesca.
- Ech... mam jakieś mdłości, wczoraj wymiotowałam.
- No co ty mówisz? Masz z tym iść do lekarza.
- Ale ja nie chcę. - odparła.
- Nie obchodzi mnie to.
- Ty nie rozumiesz! Ja z tobą nie byłam szczera... wtedy, na randce z Leonem zrobiliśmy to, ponieważ się upiliśmy.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...
- Tak. Chyba jestem w ciąży. - Oznajmiła.
- Czekaj - Włoszka zaczęła szperać w torebce. - Masz.
- Co to? Skąd masz test ciążowy w torebce?!
- Miałam kiedyś dać cioci, nie wnikaj, ale zapomniałam, no i... zostało.
- Boję się.
- Idź zrób ten test.
Castillo poszła do toalety. Chwilę później z niej wyszła, była cała blada.
- I co?
- Sama spójrz. - Dała jej obiekt do rąk.
- Ja pierdole, dwie kreski! - Na wsparcie Cauviglia przytuliła Violettę, która zaczęła płakać.
- Co ja powiem tacie? Przecież on mnie zabije...
- Wszystko będzie dobrze.

~*~

- Tato, ja... jestem... w ciąży.
- Słucham? 
- No, to co słyszałeś. Ja nie chciałam, ja za dużo wypiłam!
- Nie wierzę. - Mężczyzna złapał się za głowę. - Kto jest ojcem?
- Leon. Ale on powiedział, że co by się nie stało będzie ze mną zawsze.
- Obiecanki cacanki! Ile ty masz lat?! A mówiłem, jesteś za młoda, żeby się puszczać!
- Przestań! Ja urodzę to dziecko. Dam radę. Wychowam je. Tylko potrzebuję twojego wsparcia... - powiedziała.
- Dobrze. Wszystko będzie dobrze. - Ojciec przytulił córkę.

~9 miesięcy później~

- Aua!
- Co się dzieje? - Zapytał brunet.
- Leon, to już.
Chłopak nic nie powiedział, tylko wezwał karetkę.
- Nie mogę nic mówić... - ściskało ją w gardle.
- Nic nie mów, tylko przyj. - Violetta dostosowała się do rad Leona.
Kilkanaście minut później karetka zjawiła się na miejscu i zabrała tą dwójkę, na szczęście lekarze zezwolili Verdasowi towarzyszyć brunetce przy porodzie. 
- Zabierzcie ją na salę operacyjną! - Rozkazał Leon.
- A co robimy? Proszę nie przeszkadzać w pracy!
Poród trwał aż kilka godzin. Brunet cały czas trzymał Castillo za rękę, w końcu usłyszał dobrą wiadomość.
- Proszę pana gratuluję, ma pan ślicznego synka. 
Ten moment był dla niego cudowny. Prawie się rozpłakał. Czuł się cudownie, to był najszczęśliwszy dzień jego życia.
- Mówiłem, że pokonamy wszelkie trudności? - Spytał Violetty.
- Tak. - Trzymała małego na rękach. - Spójrz... on jest do ciebie podobny.
- Synek tatusia! Jak mu damy na imię? 
- Bardzo podoba mi się Federico. A ty co o tym myślisz?
- Piękne imię.

~Miesiąc później~

- Wiesz, co? Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mam ciebie, Federico, Francescę oraz swojego ojca. To cudowne uczucie.
- Wiem. Zobacz, jak świetnie wyglądamy we trójkę...
- Kocham cię.
- Ja ciebie również.
Pocałowali się... może wkrótce pojawi się nowy członek rodziny?

~~~~~~~~~~~

Wiem, że wszystko zepsułam, ale utalentowana to ja nie jestem. Mimo wszystko mam nadzieje, że zamawiającej podobał się one shot :) ♥ 
Kocham i zapraszam do zamawiania - Ladybug.

wtorek, 17 lutego 2015

001 Zamówienie: "Magia Miłości" | Fedemiła by Lu♥ (Ślicznotka)


Z każdym jej krokiem podłoga skrzypiała coraz bardziej. Pochodnia zaczynała już powoli gasnąć. Była świadoma niebezpieczeństw i potworów, które ją tam czekały, ale musiała pomóc. Szkole grozi niebezpieczeństwo, a tylko ona miała wystarczającą moc. Musiała tylko zaczerpnąć siły i wiedzy. Kiedy dotarła już na miejsce przystanęła i odwiesiła pochodnie do metalowego krążka na ścianie. Przejechała ręką po drewnianych drzwiach. Wyczuła kilka sęków i coś metalowego, podniosła dłoń i ujrzała niewielką dziurkę. Klucz-Pomyślała i zaczęła rozglądać się za się za złotym przedmiotem. Usłyszała skrzypienie i po chwili z za zakrętu wyłonił się ktoś, kogo nigdy by się nie spodziewała, Wysoki brunet z grzywką postawioną na żelu. Zdziwiony spojrzał na blondynkę klęczącą z pochyloną głową nad podłogą. Podniosła się i przeleciała po nim wzrokiem. Jak zwykle przystojny, świetnie ubrany i dziany. Wszystkie dziewczyny piszczały na jego widok, ale nie ona. Federico bardzo interesowała urocza blondynka. Była inna, inna niż te wszystkie laski kręcące się wokół niego. Zawszę była silna, miała niesamowitą moc. Potrafiła wiele rzeczy, których inni nie umieli. Imponowała mu, mimo że jej nienawidził. Tak naprawdę ta nienawiść wzięła się znikąd. Jego rozmyślenia przerwało skrzypienie podłogi. W pomieszczeniu pojawił się niebieskooki blondyn.
-Kasprian odejdź z tond-powiedziała zdenerwowana Ludmiła. -Odejdź z tond!-powtórzyła tym razem głośniej. Chłopak nie słuchając blondynki przyparł ją do ściany. Federico podbiegł do nich i ujął rękę Ferro. Wokół nich wytworzyła się swego rodzaju bariera ochronna, którs odepchnęła niebiezkookiego blondyna. Fede przytulił do siebie kruche ciało dziewczyny, a ta zdziwiona wtuliła się w niego. Na drzwiach pojawił się napis ze złotego pyłu. Para odwróciła się i spojrzała na drewniane drzwi. Widniał na nich magiczny napis:
"Tylko z jednym młodzieńcem wejść możesz do świata magii. Jeśli źle wyboru dokonasz w odmętach wiecznej odchłani skonasz. Serca słuchaj, bo ono zawsze dobrze wie czego chce"
Ludmiła przerażona odwróciła się i spojrzała na chłopaków. Spojrzała w ich oczy. Próbowała wyczytać z tam tond jakieś uczucia. Oczy Kaspriana-nienawiść, żądza władzy i fałszywa miłość. Oczy Federico-troska, uczucia i magia, magia miłości. I już wiedziała, wiedziała kogo wybiera. Podeszła do bruneta z wysoko postawioną grzywką i złapała go za rękę. Ścisnął ją lekko zdziwiony. Uśmiechnęła się po czym spojrzała na Kaspriana
-Kas, jesteś chamskim, egoistycznym i samolubnym gościem. W życiu nie poszłabym z tobą teraz ponieważ: a) Przy pierwszej lepszej okazji zostawiłbyś mnie z okropnym potworem b) Musiałabym znieść twoje beznadziejne towarzystwo i c)Dokonałabym złego wyboru i to coś by mnie wrzuciło do wiecznej otchłani- powiedziała i razem z Fede weszła do środka. Oniemiała. Magiczny świat wydawał jej się jak kosmos. Niebo miało kolory ponure raczej fioletowe lub granatowe. Po prawej stronie na górze stały trzy potężne trony. Środkowy był największy i najbardziej mroczny. Pasquarelli niespodziewanie pociągnął ją i razem schowali się za skałą. Spojrzała na niego pytająco, a ten pokazał na trony. Teraz siedziały na nich trzy osoby. Mężczyzna ubrany na czarno zasiadł na największym zaś dwie ciemne kobiety przysiadły na średnich obok niego. Przyjrzałam się facetowi uważniej i dostrzegła że ma pierścień magii. Najsłynniejszy i posiadający największą moc przedmiot magiczny na świecie. Ten facio wyglądał zupełnie jak........Dyrektor Craus?! To niemożliwe żeby dyrektor naszej szkoły ją napadał. Może ma w tym jakiś interes. Przemyślenia blondynki przerwał głos jednej z kobiet.
-I jak tam twoja buda? Załatwiłeś już te dziewczynę. Jak ona tam Lusia, Ludwiga?
-Ludmiła idiotko! Nie nie  załatwiłem jej jeszcze. Jest dobra, bardzo dobra-wymienili zaniepokojone spojrzenia. Wiedziała, że chodzi o nią. Ręka Federico na jej ramieniu ją uspokoiła. Nie załuważeni wyszli przez drewniane drzwi i rozeszli się do pokoi.
 
"Oczy są jak odzwierciedlenie duszy. Wystarczy spojrzeć i widać w nich wszelkie lęki, całe życie i każde uczucie. Myśli są zatem pomocą w ucieczce do życia. A gesty... One są dopełnieniem nas samych"
Ludmiła skutecznie omijała dyrektora przez następne dwa tygodnie. Dziś mieli wcielić w życie ich plan. Blondynka weszła do biura dyrektora. Było już późno i większość uczniów spała. Mężczyzna odwrócił się i zdziwiony spojrzał na Ferro. W głębi duszy cieszył się jak nikt inny. Wreszcie będzie mógł załatwić blondynkę.
-Proszę pana, chciałabym się zapytać czy mógł by mnie pan przytulić. Brakuje mi rodziców-powiedziała i teatralnie się rozpłakała. Federico patrząc na to o mało nie udusił się ze śmiechu. Kiedy dyrektor i Ludmiła oderwali się od siebie mężczyzna chciał już sięgnąć po pierścień, ale nie wyczuł go na swoim palcu. Odwrócił się do Ludmiły przytulonej do Federico. Ferro podniosła usadysfakcjonowana pierścień do góry. Uśmiechnęła się
-Tego pan szuka?-zapytała i razem z Fede wybiegła z gabinetu. Dyrektor nie miał szans. Zrezygnowany opadł na fotel. Ludmiła zasiadła za kierownicą czarnego BMW zaś Fede obok niej. Odjechali daleko od szkoły i zatrzymali się za pięknym wzgórzu. Widać było tam księżyc. Para wysiała z samochodu i stanęli na skale. Złapali się za ręce
-Nie wiem  jak mogłam cię kiedyś nienawidzić-szepnęła blondynka, a brunet pocałował ją delikatnie. W oddali słychać było tylko wilki wyjące do księżyca ciemną nocą.
 


niedziela, 8 lutego 2015

Witajcie-Formularz


Cześć
Na tym blogu będą się pojawiały OS na zamówienie o parach. Brakuje tu autorek więc jeśli ktoś byłby chętny proszę pisać o jakiej parze chcesz pisać i jakie masz GG. Wysyłajcie zgłoszenia na e-mail ludmilapasquareli@gmail.com. Niedługo będzie można zamawiać shoty. Kto pierwszy wyśle zgłoszenie ten zaklepuje sobie daną parę. Dwie te same autorki nie mogą pisać o tej samej. Istnieje wyjątek ponieważ ja zaklepałam Fedemiłę i któraś może też ją mieć, ale tylko jedna autorka!
Czekam na zgłoszenia i kocham Was.

Nasze misiaki

Ilia szablono-sfera